Przez chwilę nie mogłem uwierzyć w to, co mówiła wadera. Mutanty+blisko jaskiń+rozprzestrzenianie się skażenia=zagłada doliny=zagłada stada!!!-zareagowałem błyskawicznie jak na mnie, przepychając się obok Echo, i wrzasnąłem stanowczo na cały korytarz:
- Alarm!!! Wszyscy do jaskini jadalnej, biegiem!!!-na całe szczęście, wszyscy członkowie byli już na miejscu. Przy sobie miałem wypolerowany miecz.
- Mutanty są blisko! Przygotować się na atak!-powstało niesamowite zamieszanie, w którym przeważał szczęk nielicznych broni, postękiwania i strach. Wtem usłyszałem wynaturzony ryk, któremu towarzyszyły charki. Nie było czasu do stracenia.
- Ustawcie się za mną w rząd-szepnąłem do reszty. Stanąłem w najbardziej narażonym punkcie, na czele kolumny. Serce biło mi młotem. Zapadła niepokojąca cisza. Makabryczny kształt wyskoczył zza rogu prosto na mnie.
- Raaaaa!-wbiłem miecz w ciało gada, który zaczął dygotać i po chwili osunął się na śnieg martwy. Z trudem wyciągnąłem broń z cielska. Pojawiło się ich więcej, na oko 20 mutantów przeróżnej wielkości i ras. Wszyscy rzucili się do walki. Ja za cel obrałem sobie sporego kornora. Pchnąłem go mieczem w łopatkę, pozostawiając tam głęboką ranę. Stwór kłapnął szczękami i spróbował mnie nimi złapać, lecz dzięki swojej zwinności przesunąłem się pod jego brzuch, i rozprułem go. Od serca dzieliły mnie centymetry, ciepłe wnętrzności wylewały się na śnieg. Wtedy zranił mnie w łapę pazurami, ale zdążyłem dobić go kolejnym ciosem. Wygramoliłem się spod cielska, i powaliłem kolejne dwa kornory. Do śmierci doprowadziłem też Wathera, chodź z nim było najgorzej. Kiedy chciałem zabrać się za następnego, pole bitwy pełne było jedynie martwych ciał i dyszących członków, mniej lub bardziej rannych. Utykałem na tylną nogę, miałem szyję pooraną pazurami i bark rozcięty, ale nie było źle. Schowałem miecz do pochwy, i rozkazałem powrót do jaskiń, a medykowi zajęcie się rannymi. Dino owijał właśnie moją nogę bandażami. Obok siedziała samica Beta z zakrwawioną łopatką. Rozmyślałem nad naszą sytuacją, aż wybrałem drogę postępowania.
- Echo-zwróciłem się do niej trochę zrezygnowany-Pojutrze wyruszamy je wytępić-wadera lekko zamachała ogonem.-Nie mogę tego tolerować. Ty zostaniesz w jaskiniach i będziesz czuwać nad sytuacją. W razie czego, wezwę posiłki od ciebie.
<Echo? Postanowienie postanowioneXD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz