poniedziałek, 9 stycznia 2017

Od Hiro - Wyprawa

Delikatny dreszcz emocji, który narastał od momentu wyruszenia całej naszej siódemki znalazł wreszcie ujście, gdy razem z basiorem o imieniu Dino postanowiliśmy przebiec się nieco, aby nie przeczesywać tego samego terenu co pozostałe pary. Samiec sprawiał wrażenie nieco przejętego, ale i zainteresowanego całą tą sytuacją. Od czasu do czasu zadawał pytania na losowy temat. Zapewne cisza towarzysząca nam od dłuższego czasu niezbyt mu odpowiadała. Rozumiałam, co musiał w tej chwili czuć, gdyż sama wiele razy stawiana byłam w podobnej sytuacji. Starałam się więc jak najwylewniej odpowiadać, lecz mimo wszelkich wysiłków nie byłam w stanie sama wymyślić żadnego pytania. Na szczęście dla nas obojga naszą uwagę przykuły podejrzane ślady na śniegu, które zmieniły tematykę rozmów.
- Coś niezbyt przyjemnego musiało się tutaj wydarzyć - stwierdził Dino analizując dokładnie krwisto czerwone, gdzieniegdzie poczerniałe plamy wyróżniające się na białym tle śniegowego puchu.
- Bez wątpienia - odparłam i starając się nie naruszyć cennego "materiału dowodowego" podążyłam za śladami domniemanych łap.
- Chyba powinniśmy to zgłosić - zauważył wilk, przez co powstrzymał mnie przed ruszeniem w szaleńczą pogoń za autorem brutalnych znaków.
Niewerbalnie przyznałam basiorowi rację. Uznaliśmy jednak, że nie ma sensu wznoszenie alarmu i sprowadzanie członków wyprawy w jedno miejsce. Trzeba było również założyć, że stworzenie, lub stworzenia, które zostawiły makabryczne ślady nie były daleko, a odgłos wyjącego wilka mógł je wystraszyć, lub co gorsza sprowadzić na miejsce zbiórki. Na myśl o krwawej walce z tajemniczymi monstrami przeszedł mnie delikatny dreszcz. Prawdą było, że okupowałam stanowisko zabójcy. Wiedziałam więc jak i gdzie ugryźć, czy podrapać, aby szybko i bezszelestnie odebrać komuś życie, lecz walka w grupie na otwartym polu nie szła mi zbyt dobrze. W mojej głowie zaczęły rodzić się wizje ujawniające przebieg ewentualnej walki, które generalnie niestety kończyły się moją śmiercią. Całkowicie zajęta imaginacją potyczkami z różnymi monstrami nie zauważyłam, że kroczę w białym puchu całkowicie sama. Poczułam nagły skurcz w okolicy serca, który towarzyszy zapewne każdemu, kto wyskoczył na spotkanie z sarną okazującą się jednak być niedźwiedziem, lub upuścił delikatny przedmiot, który bez wątpienia nie przeżyłby nagłego spotkania z ziemią. 
- Dino! - moje ściśnięte strachem, wywołanym moimi wymyślonymi zgonami, gardło pozwoliło mi tylko na liche krzyknięcie, a raczej żałosne szepnięcie mające je imitować.
"Pięknie, pierwsza wyprawa, a ty się gubisz" pochwaliłam się w duchu. 
Postanowiłam jednak, że nie będę panikować. Przez pierwsze pięć minut całkiem nieźle mi to wychodziło. Jednak w pewnym momencie dostrzegłam, że mój cień kopiujący dotychczas moje ruchy i gesty powiększył się kilkukrotnie, czy raczej został zastąpiony przez coś znacznie większego ode mnie... Słyszałam głośne bicie mojego serca, które razem ze wspomaganym przez adrenalinę umysłem ponaglało mnie do ucieczki. Jednak ciało postanowiło akurat w tamtym momencie zbuntować się i nie poruszyło się ani na milimetr. Pozostało mi więc tylko modlić się, że rzucające ogromny cień stworzenie nie było wrogo nastawione, albo mnie jeszcze nie dostrzegło...

<Dino? Czas: do 61 h. ^^>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz