Popatrzyłem spode łba na waderę spożywającą posiłek. No cóż, może nie jest tak głupia, by samej jeść truciznę. Powąchałem jedzenie. Pachniało całkiem nieźle. Skubnąłem kawałek, po czym przystąpiłem do konsumpcji. Lepsze to niż nic-stwierdziłem z pełnym żołądkiem. Rzecz jasna zostawiłem prawie połowę tego na później. Delacroix poszła gdzieś, więc westchnąłem z ulgą. Nareszcie nie będę miał jej ciągle na karku. Odwróciłem się i omiotłem wzrokiem tą lawinę kamieni we wejściu. Łom leżał przed nimi, trochę wygięty, ale nadal zdatny do użytku. Postanowiłem zacząć od góry, by nie zasypać nas deszczem skalnych odłamów. Wetknąłem go jak najwyżej, i uczepiłem się niego. Jak poprzednio, ciągnąłem z całych sił, lecz długo trwało, nim jeden z głazów spadł i legł tuż obok mnie. Zignorowałem go i kontynuowałem pracę. Jednak skromny posiłek nie wystarczał. Wtedy w progu pojawiła się szara wilczyca, wpatrując się we mnie spojrzeniem pełnym zarazem pogardy i smutku.
- No litości...-westchnęła do siebie, ale mimo wszystko to usłyszałem. Zaraz potem powiedziała głośno i wyraźnie:
- Mógłbyś trochę ruszyć głową, zamiast ciągle próbować tego samego? Jak jakiś prymityw. Chodź wreszcie i mi pomóż coś znaleźć-przygryzłem wargę, i ze złości nacisnąłem na łom z taką siłą, że złamał się, przy okazji podważając jeden z kamieni. Przez chwilę przyglądałem się bezradnie kawałkom metalu na podłożu, aż w końcu wściekłość osiągnęła stan krytyczny. Zamorduję, zabiję-przysiągłem sobie, że jeśli kiedykolwiek stąd wyjdę, to nie daruję.
- Zobacz co narobiłaś, idiotko!-wrzasnąłem, i warcząc przycisnąłem ją do ściany.
<Delacroix?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz