niedziela, 29 stycznia 2017

Od Blood'a CD Kira

Podniosłem ucho, ale dotarł do mnie jedynie ton wypowiedzi Kiry, który sugerował, że nie należy przejmować się tym upierdliwym idiotą. Odwróciłem głowę w drugą stronę, powoli zasypiając.
~Rankiem~
Kiedy wyściubiłem nos z namiotu, na czarnym od popiołu śniegu leżały ciemne zgliszcza (przy okazji: jak niby wilk ma rozpalić ognisko??? Nie umie, więc....nieważneXD). Nikogo w pobliżu nie było, co dawało szansę na to, że szanowny pan się wynosi. Może w końcu się odpierdoli-pomyślałem z nadzieją. Rozmontowałem namiot, odsuwając kije podtrzymujące płachty, zebrałem ekwipunek i stanąłem pośrodku płaskiej, białej przestrzeni, tak przejrzystej i czystej, że bolały oczy. Choć pod śniegiem to pustkowie wyglądało inaczej, z warstwy puchu wyglądały charakterystyczne drzewa i punkty obserwacyjne. Z tego, co mówili członkowie, Hajfa mieszka gdzieś z dala od reszty swojej watahy, co samo w sobie było dla mnie korzyścią. Na północy tego pustkowia. Ruszyłem naprzód starając się zapamiętać rzeczy, które mijałem. Wlokłem się już tak z pół dnia, zanim zrobiłem sobie postój. Krajobraz był praktycznie niezmienny, może tylko skały wystające spod śniegu zmieniły swą barwę na czerwono-paskowaną. Wtem w oddali zobaczyłem niewielki zagajnik z uschłych, matowych pni drzew. Tuż przed nim znajdowało się coś na kształt skalnego iglo.
- To musi być tu-szepnąłem do siebie. Upewnił mnie o tym Kira, przeczesujący teren poza kryjówką. Przykucnąłem i zacząłem czołgać się w śniegu w jego stronę, uśmiechając się na samą myśl. Znajdowałem się parę metrów od niego, i gwałtownie wyskoczyłem w górę, siadając tuż za nim. Basior odwrócił się nagle, piorunując mnie wzrokiem.
- No proszę, znalazłeś już sobie rozrywkę?-spytał kąśliwie, sypiąc na mnie śnieg. Prychnąłem, i odwróciłem się. Zabawa była skończona. Teraz czas na pracę. Tej k*rwy najwyraźniej nie było w domu. Zacząłem rozsypywać przed wejściem potłuczone naczynia, a ich ślady prowadziły do najgęstszego miejsca w zagajniku. Nie mogłem rozbijać obozowiska; to by mnie zdradziło. Czatowałem za krzakami, a moje czarne futro maskowało mnie na tle gałęzi. Leżałem na zmarzniętej ziemi przez dłuższy czas, przez co wszystko mi zdrętwiało. Wtedy usłyszałem dźwięk ciągania czegoś po ziemi. Wilczyca wracała, wlokąc za sobą niewielkie zwierzę. Zlizałem resztki krwi po ostatniej potyczce. Nie mogłem się już doczekać. Tak jak się spodziewałem, Hajfa zauważyła potłuczone kawałki i po chwili wahania zaczęła iść ich śladem. Kiedy doszła na środek pola, powiedziała jadowicie:
- Pokaż się-i wysunęła broń-sztylet. Wyszedłem z kryjówki, otrzepując się ze śniegu i trzymając łańcuch opony, zamachnąłem się nim natychmiast. Koło opadło na nią, uniemożliwiając jej swobodne ruchy.
- To nie fair!-wrzasnęła z wściekłością, drąc ,,więzienie" na strzępy. Lecz nim całkowicie się uwolniła, kilof dosięgnął ją, robiąc na barku głęboką ranę. Wadera obnażył kły i zaczęła biec w moją stronę, ale znów broń dalekiego zasięgu ją powstrzymała. Pokręciłem głową z kpiącym uśmiechem, i przybliżyłem się trochę, tym razem celując w łopatkę. Przeciwniczka zrobiła unik. Następnym razem udało mi się ją trafić w prawy bok, co znacznie ją osłabiło, ale i rozwścieczyło. Dosięgnęła mnie w końcu, raniąc w szyję. Syknąłem, uderzając ją kilofem w brzuch. Efekty były większe niż się spodziewałem, bo wilczyca zgięła się w pół. Jeszcze raz zadałem cios w jej brzuch i grzbiet, radując się wyrazem cierpienia na pysku.
- Naprawdę?-mruknąłem, podchodząc do leżącej na ziemi Hajfy. Rany były dość głębokie, by uniemożliwić jej obronę.-To tak umiera wielka s*ka WKP?-chwyciłem ją kłami za krtań, chcąc je zacisnąć, ale ktoś wleciał na mnie z boku i zepchnął z niej.
- Stój!-krzyknął Kira, zasłaniając waderę. Poczułem, jak pulsuje we mnie żądza mordu.
- Zakochana para, Hajfa i Kira, siedzą na równinie i całują świnie-wyrecytowałem na szybko, przygotowując broń do użytku.
<Kira? Po kim Blood ma te cięte riposty?XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz