Lawirowałam między pniami drzew, wdychając zagłuszony mroźnym powietrzem ich żywiczny zapach. Miękki śnieg chrzęścił mi pod łapami. Zamknęłam oczy, rozkoszując się tym dźwiękiem. Wzdychając, brodziłam w puchu. Słońce wysyłało cieplejsze promyczki, ogrzewając licho moje ciało. Wreszcie między zaspami ujrzałam równe grządki pokrytych szronem róż, magnolii, kwiatów przeróżnej maści; teraz jednolitych w swym zimowym śnie. Wzdrygnęłam się lekko na widok zamarzniętego strumienia i prędko poszłam dalej. Zbliżyłam się do altanki. Mój oddech zamieniał się w kłęby pary. Położyłam się na podwyższeniu.
- Embry, czy byłeś tu? W sercu, gdzie rodzi się miód?-zadałam pytanie w przestrzeń. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
Upiłam się tobą, połową mych lat
Nadałeś wnet życiu właściwy takt
Fruwały motyle, godzinę czy pół
Za krótko by serce obudzić ze snu
Zaśpiewałam mu krótko. Był gdzieś tam. Był w moim sercu. Daleko i blisko jednocześnie. Westchnęłam głęboko, i zamrugałam. Mróz wdzierał się wszędzie, nawet w moje oczy. Spojrzałam na niewielki guz tuż pod barkiem, i skrzywiłam się. Postanowiłam cieszyć się tym skarbem. Życie nie bywa łaskawe, kiedy się z niego nie korzysta. Spuściłam głowę, przeglądając w pamięci twarze bliskich i dalekich mojemu sercu.
Wszędzie wiszą lustra, dookoła nas
Może nadal myślisz: Jestem taki sam
Wszędzie wiszą lustra, wokół twoich słów
Kiedy się usłyszysz
Może z obcych ust
Nagle coś poruszyło się niedaleko w zaroślach. Wytężyłam wzrok i zeszłam z altany, przygotowując łuk do użytku.
- Kim jesteś? Pokaż się-powiedziałam, a łapy mi się trzęsły.
Kiedy dokładnie dostrzegłam sylwetkę między krzakami, wypuściłam strzałę. Basior ledwo jej uniknął, wyskakując na ścieżkę.
<Dorian? Prosisz i masz;)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz