Nieokreślony łomot, hałas, dotarł do moich uszu, zwielokrotniony przez echo odbite od ścian i moje otępienie. Podniosłem głowę na wszelki wypadek, ale nie zauważyłem nic niepokojącego, więc znów opadła na posadzkę. Zamknąłem oczy, by ponownie pogrążyć się we śnie, lecz po chwili rozległ się kolejny, podobny dźwięk, połączony z chlupaniem wody i dziwnym charkiem. Prychnąłem z irytacją i mrucząc pod nosem przekleństwa, wychyliłem pysk poza linię wyjścia. Wtedy dostałem czymś twardym i zimnym prosto w nos. Spojrzałem w tamtą stronę, mierząc stalowym wzrokiem ciemną sylwetkę wilczycy. Kiedy podeszła nieśmiało pod światło, rozpoznałem w niej Delacroix. W pierwszym odruchu myślałem, że ją rozszarpię, a gdy zamysł ochłodził rozsądek, pozostała z tego wściekłość i uraza. Żeby normalny wilk nie mógł spać, to już chore-pomyślałem z oburzeniem. Tak starannie dobrane, położone głęboko pod powierzchnią miejsce okazało się bezużyteczne. Wrzasnąłem głęboko wkurzony, grożąc:
- Nie masz nic innego do roboty, k*rwa!? Ty mała...-nie dokończyłem, zacząłem biec w jej stronę, prezentując przy okazji uzębienie. Wadera z wyrazem szoku udała się w przeciwną stronę. Im dłużej trwała pogoń, tym więcej czułem euforii, tym bardziej chciałem bliższego spotkania, krwi. Kluczyliśmy po plątaninie korytarzy, które w miarę znałem, ale gdy dopadało mnie już zmęczenie, zaczęliśmy kierować się do partii obcych nawet mnie. Chwilowo myślałem nawet o tym, by ją zawołać, lecz rządza krwi zagłuszyła to wszystko. Zebrałem w sobie wszystkie siły i przyspieszyłem, doganiając w ten sposób wilczycę. Obejrzała się na mnie z przerażeniem, i skręciła nagle. Zrobiłem to samo, i nie myśląc zawyłem w pogoni. Korytarz kończył się już za kilkanaście metrów, kiedy sufit i posadzka zaczęły drżeć. W jedynej drodze ucieczki Delacroix zaczęły pojawiać się drobne kamyczki, a ich miejsce zajmowały coraz większe. Resztką sił zdołałem pochwycić jej ogon w szczęki. Wtem znaleźliśmy się już w środku, a za nami rozległ się potężny huk i łomot. Jedyne wejście i wyjście zostało zablokowane tonami skał. Nadal trzymałem mocno ogon wadery, warcząc.
<Delacroix? Mówisz i masz>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz