,,To co? Przejdziemy się?"-Embry. Przełknęłam ślinę, nie pokazując po sobie oznak wzbierającego uczucia. Kiedyś przejdziemy się razem wśród chmurzastych alei, łopotu skrzydeł i niekończącej się uczty. Co to za smutna minka? Nie warto marnować smutku na takie błahostki-tak, tak należy zrobić. Mniej życia, więcej szczęścia.
- Hej?-spytał poirytowany basior. Podniosłam głowę, patrząc na niego przez chwilę wnikliwie, po czym mruknęłam, wzruszając ramionami:
- Okey-wyprzedziłam go szybko, maszerując przed siebie. Uśmiechnęłam się ponownie, czując znów śnieg pod łapami. Wkrótce wilk dogonił mnie. Szliśmy sporo czasu w milczeniu, między nie mającą końca przeplatanką z pni drzew, splątanych gałązek krzaczków i krzyżujących się zwierzęcych tropów. Było już popołudnie, co złagodziło mróz. Między chmurami tańczyły białe, zwiewne promienie słoneczne, jak szare pasy na moim pysku. Las zaczął się przerzedzać, robiąc miejsce dla otwartej przestrzeni.
- Urodziłaś się tu?-pokiwałam w zamyśleniu głową-Masz szczęście...-na chwilę rozmowa się urwała, ale Dorian znów postanowił wrócić do wątku:
- Kim jesteś w stadzie?-Położyłam uszy po sobie, przewracając lekko oczami. Chciałam rozkoszować się momentami, których pewnie niewiele mi zostało. Dla mnie było to przesądzone.
- Łuczniczką-odparłam, a by naprowadzić rozmowę na właściwy tok i uśpić jego czujność, dodałam krótko:-A ty?
- Też łucznikiem-powiedział zadowolony. Nagle kątem oka zauważyłam rudy kształt. Błyskawicznie wyciągnęłam strzałę i napięłam cięciwę, celując zaledwie kilka sekund. Grot utkwił w ciele małego zwierzątka, które drgając, upadło na śnieg z głuchym pacnięciem. Na pysku basiora pojawił się niewyraźny podziw.
- Nieźle-mruknął, kiedy zabrałam zwierzę z ziemi. Przez parę lat życia nabiera się wprawy.
- Wracamy?-spytałam, dochodząc do niego.
<Dorian? Wena się rozsiadła w krześle-_->
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz