Położyliśmy się razem w jaskini Ice. W mojej głowie znowu toczyła się bitwa. Jedna strona mówiła mi, że popełniłem największy błąd w życiu, druga zaś triumfowała, że po tylu latach mogę odetchnąć z ulgą i w końcu być szczęśliwym. Jak mogłem próbowałem ignorować ten pierwszy głos i skupić się na tym drugim. Kocham Ice, jestem tego pewien, bo jak dotąd tylko ona sprawia, że się uśmiecham. Żebyście teraz nie myśleli sobie: Archer jest happy, będzie dla każdego miły, będzie śpiewał piosenki i zostanie hipisem. Nie. Tak dobrze nie ma. Dla kogokolwiek obcego nadal używam starego charakteru. Po chwili dalszych refleksji wróciłem do rzeczywistości. Polizałem wilczycę, moją partnerkę, po pysku. Ta wtuliła się we mnie i zamknęła oczy. Jak na razie świetnie. Tylko, że w końcu trzeba będzie innym powiedzieć, nie możemy wiecznie ukrywać naszego związku.
~Parę dni później~
Okej, inni jakoś się pogodzili z moją rolą samca Alfa. Zostałem ja, musiałem się przyzwyczaić do większego niż zazwyczaj zainteresowania moją osobą. Gdy tylko mogłem zaszywałem się gdzieś w lesie żeby tylko nie być otoczonym przez tłum, ale nie chciałem też zostawiać Ice samej. Moim zadaniem jest pomoc jej, mamy kierować tym wszystkim razem. Tak więc towarzyszyłem jej dzielnie. Pewnego wieczoru, jak zazwyczaj, wpatrywaliśmy się razem w gwiazdy.
-Archer?- głos wadery wyrwał mnie z głębokiego zamyślenia, na którym coraz częściej się przyłapywałem.
-Tak? - odpowiedziałem posyłając jej delikatny uśmiech.
-Wyglądasz na zmęczonego. - Ice była też pierwszą osobą która się o mnie w jakikolwiek sposób troszczyła.
-To nic. Daj mi trochę czasu, przyzwyczaję się... Wiesz, że to dla mnie nowe. - starałem się by mój ton był jak najbardziej przekonujący.
< Ice? <3 ;* >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz