Po pierwsze, musiałem się uspokoić. Przestałem więc chodzić po jaskini w te i z powrotem i usiadłem naprzeciw Sophie. To jednak wyglądało tak, jakbyśmy byli generałami dwóch przeciwnych armii i szykowali się do ataku. Wstałem więc i jeszcze raz usiadłem, tym razem obok mojej partnerki. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu, aż w końcu spojrzałem jej w oczy, które były tak samo pełne strachu i niepewności, jak moje. Musiałem jakoś przerwać tę uciążliwą, ciągnącą się w nieskończoność ciszę.
- Ok, ta informacja trochę mnie zaskoczyła- powiedziałem powoli.
- Mnie chyba też, nie uważasz?!- wybuchła nagle Sophie.
- Hej, nie denerwuj się- powiedziałem i przytuliłem się ją. Słyszałem jej cichy szloch, słone łzy spadały na moje futro.
- No już, przecież nie ma powodu do płaczu. Chyba, że ze szczęścia. Powiększy nam się rodzina, powinniśmy się cieszyć- powiedziałem, siląc się na niepewny uśmiech.
- Naprawdę?- spytała Sophie, odrywając się ode mnie i uważnie mi się przyglądając.
- Oczywiście- odparłem, choć nadal nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć. Przez moją głowę przelatywało tysiące myśli w ciągu jednej sekundy. Czy sobie poradzę? Czy będę dobrym ojcem? A co, jeśli nie? Mam tylko jedną opcję do wyboru, zaakceptować stan rzeczy i mieć nadzieję, że sobie poradzimy.
- Poradzimy sobie. Przecież mamy siebie- powiedziałem i jeszcze raz przytuliłem moją partnerkę.
- Właściwie, to ja się cieszę, a ty?- spytałem, choć nadal czułem lekki niepokój. Wiedziałem jednak, że w razie czego mogę liczyć na Sophie, a ona na mnie.
- Bardzo- odparła wadera.
- No, widzisz. I w czym problem?
- Na pewno będziemy dobrymi rodzicami- powiedziała Sophie.
- Na pewno. A teraz może masz ochotę na mały spacer?
<Sophie? Na nic więcej nie mogłam się zdobyć>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz