Weszliśmy do lasu, jakby był czymś w rodzaju boru, a przynajmniej czegoś
takiego. Z daleka usłyszeliśmy mutanta, ale było za późno, by zawrócić.
-No i zadowolony? - z ironią spytała - Teraz dwójka szczeniaków ma walczyć z mutantem.
Spojrzałem na nią z jeszcze większą ironią w oczach.
-Poważnie? - odpowiedziałem jeszcze słabiej, niż jak się na nią gapiłem -
Znam te tereny, tu się urodziłem i tu się wychowałem, więc raczej znam
też takie lasy.
Raya spojrzała na mnie z lekka wkur*iona, ale nie mając raczej innego
wyboru ruszyła za mną w głąb lasu. Po dłuższej chwili znowu usłyszeliśmy
ryk, tyle, że głośniejszy.
-To idziemy zobaczyć tego mutanta? - powiedziałem i nie czekając na
odpowiedź odsłoniłem łapą krzaki. To było młode Zagora,
najłagodniejszego z mutantów, a że młode to nie będzie walczyć.
-No i mówiłem? - spojrzałem na stojącą za mną Ray'ę. Podeszła bliżej, a
młode "dinozaura" najwyraźniej wyczóło nasz zapach, bo zaryczało, a
miało zamknięte oczy.
Postanowiliśmy się oddalić, bo spotkanie z jego rodzicami nie byłoby już
takie spokojne. Właśnie mieliśmy iść dalej, gdy w krzakach coś się
poruszyło.
<Raya? Skipper? To ty, czy rodzice malca?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz