Przystałem na propozycję Sophie. Resztę dnia spędziliśmy spacerując i
polując. Normalnie już dawno umarłbym z nudów, ale w towarzystwie tej
wadery nic nie było nudne. Byliśmy nad jeziorem, gdzie urządziliśmy
sobie wodną bitwę, zrobiliśmy zawody w polowaniu, ogólnie dzień był
udany. W końcu każde z nas udało się do swojej jaskini. Długo nie mogłem
zasnąć, rozmyślałem nad pewną sprawą, która od jakiegoś czasu nie
dawała mi spokoju. Gdy w końcu podjąłem decyzję, nadal nie mogłem
zasnąć. Po pewnym czasie zacząłem zauważać pierwsze oznaki mówiące o
tym, że zbliża się dzień. Niebo poszarzało, gwiazdy zbladły, a księżyc
zbliżył się do widnokręgu. Nagle ogarnęła mnie ogromna senność i
zasnąłem.
~~Następnego dnia~~
Obudziłem się i od razu poszedłem sprawdzić, czy Sophie jest w swojej
jaskini. Niestety nie było jej tam. Udałem się więc do jadalni, gdzie
spotkałem Ice.
- Witaj, Duncan. Już dawno po śniadaniu, ale możesz wziąć sobie coś ze spiżarni.
- Witaj. Dzięki, nie jestem na razie głodny. Gdzie reszta stada?- spytałem, bo dziwne było to, że nie ma absolutnie nikogo.
- Na terenach stada widziano sporą grupę. Ochotnicy, pod dowództwem
Sophie, poszli się z nimi rozprawić. Sama bym poszła, ale mam parę
ważnych spraw do załatwienia. Resztę gdzieś wcięło- odparła.
- Co?! A dlaczego ja nic o tym nie wiem?! Pomógłbym!- zawołałem zdenerwowany.
- Przecież spałeś- odparła spokojnie Ice. Po chwili zjawił się Archer.
- Co się dzieje?- spytał, patrząc najpierw na Ice, potem na mnie. W
jednej chwili jego wzrok z pełnego czułości zmienił się na pełen
nieufności. No tak, słyszałem już o tym, że Ice i Archer zostali parą.
Powinienem im pogratulować, czy coś, ale nie miałem do tego teraz głowy.
- Nie, nic- powiedziała wadera.
- Wiadomo chociaż, gdzie poszli?
- Ludzi ostatnio widziano w okolicach kopalni- odparła. Pożegnałem się
więc i udałem we wskazane miejsce. Po chwili tam dotarłem. Wszedłem do
środka i odszukałem resztę zwierząt. Sophie przywołała mnie do siebie
gestem.
- Cii- powiedziała szeptem i wskazała przed siebie. Zobaczyłem duże
pomieszczenie, z którego wychodziło kilka korytarzy. Kręciło się tam
wielu ludzi, na szczęście byliśmy tak ukryci, że nas nie widzieli. Mieli
ze sobą mnóstwo narzędzi i materiałów wybuchowych. Nie mogłem uwierzyć,
że ci idioci chcą pracować w kopalni, która w każdej chwili może się
zawalić.
- Musimy coś zrobić. Ta kopalnia w każdej chwili może się zawalić- powiedziała Sophie, jakby czytała mi w myślach.
- Poza tym, nie możemy pozwolić im się tak wałęsać po naszych terenach-
dodała. Odwróciliśmy się, by ze wszystkimi się naradzić. Każdy miał inny
pomysł, co powinniśmy zrobić. Wybuchła mała kłótnia, a wcale nie było
łatwo się kłócić szpecąc. Nagle usłyszeliśmy huk. Odwróciłem się i
ujrzałem stertę gruzu. - Ci debile odpalili dynamit! Musimy uciekać!-
zawołał ktoś z przodu. Wszyscy rzucili się do ucieczki. Jeden problem
się rozwiązał, wszyscy ludzie, bo byli zbyt blisko eksplozji lub zostali
zasypani głazami. Pojawił się inny, mianowicie, nas też to mogło
spotkać. Pierwszy wybuch spowodował ich całą serię. Wypadliśmy z jednego
korytarza na drugi. Sophie zatrzymała się.
- Co ty robisz?!- zawołałem.
- Muszę mieć pewność, że wszyscy uciekli! Nie czekaj na mnie, uciekaj!- odkrzyknęła i stanęła z boku wyjścia.
- Jesteś stuknięta, ale rozumiem cię. Jeśli jednak myślisz, że cię
zostawię, jesteś jeszcze bardziej stuknięta!- zawołałem i stanąłem z
drugiej strony. Gdy już mieliśmy pewność, że wszyscy uciekli, rzuciliśmy
się do wyjścia. Spojrzałem do góry i zobaczyłem ogromny głaz, który
właśnie w tej chwili zaczął spadać. Rzuciłem się na Sophie i odepchnąłem
ją bok. W ten sposób obojgu nam udało się uniknąć śmierci. Cała
kopalnia drżała. Zdyszani, wypadliśmy w końcu na zewnątrz. Poświęciliśmy
chwilę, żeby dojść do siebie. Na szczęście nikt nie był ranny. Przez
moment słychać było stłumione wybuchy, myślałem, że cała kopalnia się
zawali. Gdy jednak wszystko się uspokoiło spojrzałem na wejście i
okazało się, że nie zostało zasypane skałami. Korytarz wejściowy
wyglądał tak samo jak wcześniej, nie licząc pary głazów, które spadły z
sufitu lub ścian. Nikt nie miał jednak ochoty sprawdzać obecnego stanu
kopalni. Powoli ruszyliśmy. Ja i Sophie szliśmy obok siebie, tak wolno,
że wszyscy już dawno nas wyprzedzili.
- Miło, że przyszedłeś nam pomóc- powiedziała Sophie.
- Tak właściwie to przyszedłem, bo się o ciebie bałem, chociaż i tak
wiedziałem, że ty i tak jesteś nie do zdarcia- powiedziałem. Sophie
przyjęło komplement i oboje się uśmiechnęliśmy. - No dalej, Dun, to jest
właśnie ta chwila, teraz albo nigdy- pomyślałem.
- Sophie, czy chciałabyś...zostać moją partnerką?- powiedziałem, powoli i dokładnie wymawiając każde słowo.
Sophie? <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz