wtorek, 26 lipca 2016

Od Duncana CD Sophie

Przystałem na propozycję Sophie. Resztę dnia spędziliśmy spacerując i polując. Normalnie już dawno umarłbym z nudów, ale w towarzystwie tej wadery nic nie było nudne. Byliśmy nad jeziorem, gdzie urządziliśmy sobie wodną bitwę, zrobiliśmy zawody w polowaniu, ogólnie dzień był udany. W końcu każde z nas udało się do swojej jaskini. Długo nie mogłem zasnąć, rozmyślałem nad pewną sprawą, która od jakiegoś czasu nie dawała mi spokoju. Gdy w końcu podjąłem decyzję, nadal nie mogłem zasnąć. Po pewnym czasie zacząłem zauważać pierwsze oznaki mówiące o tym, że zbliża się dzień. Niebo poszarzało, gwiazdy zbladły, a księżyc zbliżył się do widnokręgu. Nagle ogarnęła mnie ogromna senność i zasnąłem.
~~Następnego dnia~~
Obudziłem się i od razu poszedłem sprawdzić, czy Sophie jest w swojej jaskini. Niestety nie było jej tam. Udałem się więc do jadalni, gdzie spotkałem Ice.
- Witaj, Duncan. Już dawno po śniadaniu, ale możesz wziąć sobie coś ze spiżarni.
- Witaj. Dzięki, nie jestem na razie głodny. Gdzie reszta stada?- spytałem, bo dziwne było to, że nie ma absolutnie nikogo.
- Na terenach stada widziano sporą grupę. Ochotnicy, pod dowództwem Sophie, poszli się z nimi rozprawić. Sama bym poszła, ale mam parę ważnych spraw do załatwienia. Resztę gdzieś wcięło- odparła.
- Co?! A dlaczego ja nic o tym nie wiem?! Pomógłbym!- zawołałem zdenerwowany.
- Przecież spałeś- odparła spokojnie Ice. Po chwili zjawił się Archer.
- Co się dzieje?- spytał, patrząc najpierw na Ice, potem na mnie. W jednej chwili jego wzrok z pełnego czułości zmienił się na pełen nieufności. No tak, słyszałem już o tym, że Ice i Archer zostali parą. Powinienem im pogratulować, czy coś, ale nie miałem do tego teraz głowy.
- Nie, nic- powiedziała wadera.
- Wiadomo chociaż, gdzie poszli?
- Ludzi ostatnio widziano w okolicach kopalni- odparła. Pożegnałem się więc i udałem we wskazane miejsce. Po chwili tam dotarłem. Wszedłem do środka i odszukałem resztę zwierząt. Sophie przywołała mnie do siebie gestem.
- Cii- powiedziała szeptem i wskazała przed siebie. Zobaczyłem duże pomieszczenie, z którego wychodziło kilka korytarzy. Kręciło się tam wielu ludzi, na szczęście byliśmy tak ukryci, że nas nie widzieli. Mieli ze sobą mnóstwo narzędzi i materiałów wybuchowych. Nie mogłem uwierzyć, że ci idioci chcą pracować w kopalni, która w każdej chwili może się zawalić.
- Musimy coś zrobić. Ta kopalnia w każdej chwili może się zawalić- powiedziała Sophie, jakby czytała mi w myślach.
- Poza tym, nie możemy pozwolić im się tak wałęsać po naszych terenach- dodała. Odwróciliśmy się, by ze wszystkimi się naradzić. Każdy miał inny pomysł, co powinniśmy zrobić. Wybuchła mała kłótnia, a wcale nie było łatwo się kłócić szpecąc. Nagle usłyszeliśmy huk. Odwróciłem się i ujrzałem stertę gruzu. - Ci debile odpalili dynamit! Musimy uciekać!- zawołał ktoś z przodu. Wszyscy rzucili się do ucieczki. Jeden problem się rozwiązał, wszyscy ludzie, bo byli zbyt blisko eksplozji lub zostali zasypani głazami. Pojawił się inny, mianowicie, nas też to mogło spotkać. Pierwszy wybuch spowodował ich całą serię. Wypadliśmy z jednego korytarza na drugi. Sophie zatrzymała się.
- Co ty robisz?!- zawołałem.
- Muszę mieć pewność, że wszyscy uciekli! Nie czekaj na mnie, uciekaj!- odkrzyknęła i stanęła z boku wyjścia.
- Jesteś stuknięta, ale rozumiem cię. Jeśli jednak myślisz, że cię zostawię, jesteś jeszcze bardziej stuknięta!- zawołałem i stanąłem z drugiej strony. Gdy już mieliśmy pewność, że wszyscy uciekli, rzuciliśmy się do wyjścia. Spojrzałem do góry i zobaczyłem ogromny głaz, który właśnie w tej chwili zaczął spadać. Rzuciłem się na Sophie i odepchnąłem ją bok. W ten sposób obojgu nam udało się uniknąć śmierci. Cała kopalnia drżała. Zdyszani, wypadliśmy w końcu na zewnątrz. Poświęciliśmy chwilę, żeby dojść do siebie. Na szczęście nikt nie był ranny. Przez moment słychać było stłumione wybuchy, myślałem, że cała kopalnia się zawali. Gdy jednak wszystko się uspokoiło spojrzałem na wejście i okazało się, że nie zostało zasypane skałami. Korytarz wejściowy wyglądał tak samo jak wcześniej, nie licząc pary głazów, które spadły z sufitu lub ścian. Nikt nie miał jednak ochoty sprawdzać obecnego stanu kopalni. Powoli ruszyliśmy. Ja i Sophie szliśmy obok siebie, tak wolno, że wszyscy już dawno nas wyprzedzili.
- Miło, że przyszedłeś nam pomóc- powiedziała Sophie.
- Tak właściwie to przyszedłem, bo się o ciebie bałem, chociaż i tak wiedziałem, że ty i tak jesteś nie do zdarcia- powiedziałem. Sophie przyjęło komplement i oboje się uśmiechnęliśmy. - No dalej, Dun, to jest właśnie ta chwila, teraz albo nigdy- pomyślałem.
- Sophie, czy chciałabyś...zostać moją partnerką?- powiedziałem, powoli i dokładnie wymawiając każde słowo.
Sophie? <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz