Miałam nadzieje że ten dzień będzie już spokojny, że coś sobie w spokoju
upoluje... Ale nie! Bo poco? Zaś jakieś krzyki, wołanie i pomoc!
Oszaleć można! Jestem tu dopiero 2 dzień i znowu kogoś ratuje! White,
może się zamieńmy, ty sobie ratuj damy z opresji a ja będę się
wylegiwała sącząc soczek? Zaraz normalnie zostanę bohaterką miesiąca
(XD), a raczej nawet dnia. A kończąc z tymi żartami - zaczęłam biec w
stronę krzyków. Poza nimi słyszałam również odgłosy chyba ludzi - nie
wiem, nigdy ich nie słyszałam. Po paru minutach niczym superdog
wyskoczyłam zza drzew. Zobaczyłam dosyć wściekłą, czarną kotkę syczącą
na czwórkę ludzi. Wszystkie pary oczu były skierowane na mnie. Nie było
czasu na myślenie - skoczyłam na pierwszego człowieka. Wbiłam mu moje
kły w kark a pazury w plecy. Po chwili mnie zrzucił na ziemie. Kotka
wskoczyła na mnie wykonując zwinny skok i przecinając temu samemu
człowiekowi krtań. Zakrwawiony padł na ziemię próbując zatrzymać lecącą
krew lecz szybko odszedł z tego świata. Pozostała trójka dwunożnych
stworze patrzyła to na nas to na tego człowieka zdezorientowana. Czarna
na ich syczała a ja warczałam. Powoli zaczęli się oddalać celując w nas
swymi broniami. Zaczęłyśmy powoli iść w ich stronę a po chwili nawet
biec. Oddali parę strzałów podczas swej żałosnej ucieczki. Jeden trafił
mnie prosto w klatkę piersiową. Szybko mocno zwolniłam aż padłam na
ziemię. Na szczęście dostałam w taki sposób że leciało ze nie mało krwi a
płuco chyba nie było naruszone. Jedyne co pamiętam to kotkę stojącą
przy mnie a potem gdzieś biegnącą...
<Ktokolwiek? Nie, nie umarłam, tylko zemdlałam. A ta kotka to była
Luna jakby co. I kto ją spotka i z nią przybędzie mi na ratunek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz