wtorek, 26 lipca 2016

Od Skipper - Quest1

Miałam nadzieje że ten dzień będzie już spokojny, że coś sobie w spokoju upoluje... Ale nie! Bo poco? Zaś jakieś krzyki, wołanie i pomoc! Oszaleć można! Jestem tu dopiero 2 dzień i znowu kogoś ratuje! White, może się zamieńmy, ty sobie ratuj damy z opresji a ja będę się wylegiwała sącząc soczek? Zaraz normalnie zostanę bohaterką miesiąca (XD), a raczej nawet dnia. A kończąc z tymi żartami - zaczęłam biec w stronę krzyków. Poza nimi słyszałam również odgłosy chyba ludzi - nie wiem, nigdy ich nie słyszałam. Po paru minutach niczym superdog wyskoczyłam zza drzew. Zobaczyłam dosyć wściekłą, czarną kotkę syczącą na czwórkę ludzi. Wszystkie pary oczu były skierowane na mnie. Nie było czasu na myślenie - skoczyłam na pierwszego człowieka. Wbiłam mu moje kły w kark a pazury w plecy. Po chwili mnie zrzucił na ziemie. Kotka wskoczyła na mnie wykonując zwinny skok i przecinając temu samemu człowiekowi krtań. Zakrwawiony padł na ziemię próbując zatrzymać lecącą krew lecz szybko odszedł z tego świata. Pozostała trójka dwunożnych stworze patrzyła to na nas to na tego człowieka zdezorientowana. Czarna na ich syczała a ja warczałam. Powoli zaczęli się oddalać celując w nas swymi broniami. Zaczęłyśmy powoli iść w ich stronę a po chwili nawet biec. Oddali parę strzałów podczas swej żałosnej ucieczki. Jeden trafił mnie prosto w klatkę piersiową. Szybko mocno zwolniłam aż padłam na ziemię. Na szczęście dostałam w taki sposób że leciało ze nie mało krwi a płuco chyba nie było naruszone. Jedyne co pamiętam to kotkę stojącą przy mnie a potem gdzieś biegnącą...
<Ktokolwiek? Nie, nie umarłam, tylko zemdlałam. A ta kotka to była Luna jakby co. I kto ją spotka i z nią przybędzie mi na ratunek?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz