Po śniadaniu postanowiłem poszukać Kali i zaproponować jej spacer, ale nigdzie nie mogłem jej znaleźć, więc stwierdziłem, że przejdę się sam. Najpierw przeszedłem się Starym Wąwozem, następnie udałem się do lasu, a na koniec poszedłem nad jezioro. Było już stanowczo zbyt chłodno, aby popływać, ale przyjemnie było chociaż popatrzeć na spokojnie falującą wodę. Teraz było tu tak cicho, pięknie i tajemniczo, zupełnie inaczej niż latem, kiedy to wszyscy członkowie stada spędzają nad jeziorem większość wolnego czasu. Przymknąłem na chwilę oczy i wziąłem głęboki wdech. To doskonały sposób na odstresowanie się, choć ja i tak nie miałem powodu, by czuć się zestresowanym. I nagle usłyszałem plusk, jakby coś wpadło do wody. A zaraz potem ludzkie krzyki. Szybko wstałem i pobiegłem w stronę, skąd dochodziły hałasy. Kilkanaście metrów dalej moim oczom ukazała się mrożąca krew w żyłach scena. Zobaczyłem lekko przestraszoną Kalę, pod jej nogami leżał już martwy człowiek z rozerwanym gardłem, reszta biegała wkoło, krzyczała albo stała oniemiała z przerażenia. Było ich około 5, trzech facetów i dwie kobiety. Nagle jeden z mężczyzn wyjął pistolet i wycelował w Kalę, a ja, nie zastanawiając się długo, podbiegłem i skoczyłem na niego od tyłu, łamiąc mu przy tym parę kości i przegryzając gardło. Krew trysnęła, brudząc wszystko wokół łącznie z moim pyskiem i łapami, zanim reszta zdążyła zorientować się, co właśnie się wydarzyło. Wystarczyła, że ja i Kala spojrzeliśmy na siebie raz i już wiedzieliśmy, co należy zrobić. Rzuciłem się na kolejnego człowieka i przygniotłem go do ziemi. Zacząłem gryźć, próbowałem jak zwykle ucelować w gardło, ale ten mężczyzna był trochę silniejszy od poprzedniego i strasznie się kręcił, co bardzo utrudniało mi wykonanie zadania. Zaatakowałem, ale facet zrobił unik i zamiast w szyję, wbiłem się w bark. Człowiek wrzasnął z bólu. W tym czasie u ludzi minął pierwszy szok, jednak z kobiet wyjęła nóż i podbiegła w moją stronę. Nie spodziewałem się tego i nie zdążyłem zareagować. Zapewne nie byłoby mnie tutaj, gdyby nie Kala, która okazała się zwinniejsza i szybsza, podbiegła do mnie, wskoczyła na mój grzbiet i, ledwo łapiąc równowagę, ugryzła kobietę w rękę, a ta wypuściła z ręki nóż. Kala puściła ją i zeskoczyła z mojego grzbietu. Zaraz potem ponownie zaatakowała kobietę, gryząc ją mocno wszędzie, gdzie tylko się dało i powodując tym samym jej przewrócenie się. Suczka, nie czekając, skoczyła szybko na kobietę.
- Pomocy!- wrzasnęła kobieta, wyciągając w stronę pozostałej dwójki zakrwawioną rękę. Mężczyzna zaczął się cofać, zarzucił szybko na plecy plecak, który trzymał w rękach.
- Rick! Musimy pomóc Elizabeth!- wrzasnęła kobieta.
- To jej pomagaj, jeśli chcesz zginąć, droga wolna!-odkrzyknął facet i ruszył biegiem, na oślep, przez las.
- Ela, wybacz- rzuciła szybko tamta kobieta, odwracając się na ułamek sekundy w naszą stronę. Następnie pobiegła za tamtym mężczyzną.
- Nie, stójcie, wracajcie!- krzyknęła Elizabeth. Ja akurat rozprawiłem się już z człowiekiem, więc pozostawiłem Kali dokończenie jej dzieła, a sam udałem się w pościg za tamtą dwójką. Trwał naprawdę krótko, w końcu nie mogli daleko odbiec. Skoczyłem najpierw na kobietę, bo biegła trochę wolniej, więc wydawała się łatwiejszym celem. Ta też było. Następnie zacząłem gonić mężczyznę, ten zaś próbował uciec przede mną na drzewo. Jednak nie wspiął się jeszcze za wysoko, dzięki czemu za drugim razem udało mi się podskoczyć na tyle, żeby złapać go za nogawkę od spodni, ściągnąć na ziemię i dokończyć dzieło. Zaraz potem zawróciłem do Kali.
- Nic ci nie jest? Skąd oni się wzięli?- spytałem, gdy wróciłem na miejsce.
- Nie wiem, wybrałam się na spacer i ich spotkałam. Wyglądali jakby zrobili tu sobie jakieś towarzyskie spotkanie, czy coś. Zauważyli mnie i chcieli zabrać, więc musiałam pokazać im, że nie jestem żadną "słodką plamką " do przytulania i karmienia odpadkami.
- No, no, muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem twoich umiejętności walki- powiedziałem.
- Dzięki, to samo mogłabym powiedzieć o tobie- odparła Kala.
<Kala?>