Leżeliśmy i patrzyliśmy sobie w oczy pośród pędów mleczy, rozkoszując się tą chwilą. W tych bursztynowych oczach widziałam iskry radości, i sama już nie wiedziałam, kogo. Ja i Archer...Nie, to niemożliwe. Zepchnęłam z siebie lekko basiora, który zdziwił się, ale popatrzył tylko pytająco i zaśmiał się. Uśmiechnęłam się lekko i ruszyliśmy dalej, tropiąc zwierzynę, bo głód się wzmógł. Na drogę wyskoczyła nam smaczna przekąska z kuropatwy, ale nie udało nam się jej dogonić. Lecz to nic. Wystarczającej uciechy dawało nam przebywanie razem, szuranie ścieżki pod naszymi łapami i upajający zapach sosen. Mogłabym tak przejść cały świat, gdyby na końcu nie czekała klępa z łoszakiem. Ustawiliśmy się na pozycjach i powoli przesuwaliśmy za parą w zaroślach, kiedy Archer mrugnął, dając sygnał do ataku. Opadliśmy najpierw zaskoczoną łosicę, wymachującą groźnie kopytami, lecz po chwili leżała martwa i naszych łap z przegryzioną tętnicą. Zdezorientowane młode zakończyło swój żywot kilka minut później. Usiedliśmy na dużym kamieniu z boku i rozpoczęliśmy posiłek. Mięso było pyszne i świeże, a chłodny wiatr muskał nasze pyski. Spojrzałam na mojego przyjaciela, delektującego się tą piękną chwilą. W tak krótkim czasie staliśmy się sobie bliscy...
- Wiesz...Nigdy nie myślałam, że spotkam kogoś takiego jak ty.-wyznałam szczerze.
<Archer?Masz ochotę na dalszą wędrówkę?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz