Wyszliśmy z jaskini zaopatrzeni w odpowiedni prowiant. Słońce dopiero wzeszło, i rzucało jeszcze pomarańczowe refleksy na las przed nami. Skierowaliśmy się prosto na południe, w góry zapomnienia. Weszliśmy najpierw w gąszcz lasu. Zieleń otaczała nas zewsząd, słychać było szmery, szumy, gwizdanie i śpiew ptaków, co dawało miłą atmosferę. Wkrótce las zamienił się w gęstą puszczę, porośniętą przeróżnymi paprociami i lianami. Tu, w dole, było mroczno i wilgotno, ponieważ pióropusze drzew nie przepuszczały dużo światła. Musieliśmy uważać na parzące rośliny, ale w końcu wyszliśmy na drugą stronę, gdzie las się przerzedził, a w końcu zniknął całkowicie, a przed nami rozpostarła się wielka hala. Weszliśmy już nieco pod górkę, co dało nam czasową przewagę. Basior z lękiem przyglądał się zamglonym szczytom.
- To tutaj mamy wejść. Chcę znaleźć pewne ziele-powiedziałam i dodałam, gdy spojrzałam w oczy wilka-Ale o tej porze w tych górach nie występują lawiny. Nie wchodzimy też na wyższe stoki, bo...-ucichłam. Nie chciałam mu mówić o tych górach. Powoli ruszyliśmy w górę. Otwarta przestrzeń była porośnięta wrzosami i łanami traw falujących na zimnym wietrze, który przenikał nas na wskroś. Po godzinie dotarliśmy do miejsca, gdzie łąki gwałtownie się kończyły, a zaczynał mieszany gaj. Duncan dyszał ciężko, zarządziłam więc przerwę, w czasie której zjedliśmy parę kawałków mięsa i napiliśmy z pobliskiego strumyka.
- Czy idziemy dalej?-spytał basior.
- Oczywiście, aż do początku tej polany. Tam powinno rosnąć to ziele-wilk zamilkł i w czasie wędrówki się nie odzywał. Aż do momentu, gdy drogę zagrodził nam niewielki parów. Na głębokość był niewielki, a na jego środek przewalił się pień. Weszłam bez lęku na kładkę i hyc, hyc, hyc-znalazłam się po drugiej stronie. Za to Duncan nadal był na brzegu i patrzył na mnie z lękiem.
- To nie takie trudne. Zamknij oczy, połóż łapę, i kładź ją w prostej linii. Tylko pamiętaj, nie otwieraj oczu-zakończyłam stanowczo.
<Duncan? Alfie się nie sprzeciwiaXD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz