Wszyscy przyglądaliśmy się martwemu mutantowi, który walił na kilometr i nie za bardzo wiedzieliśmy, co z nim zrobić. Proponowano zakopać go (wątpliwe, że ulegnie rozkładowi), wrzucić do rzeki (jest trujący!), pociachać (to niczego nie zmieni), ale żadna z propozycji nie wydawała mi się dobra. Kiedy tak się radziliśmy przyszła Sophie i oznajmiła, że znalazła ich siedlisko.
- Ile ich jest?-spytałam równocześnie z Duncanem.
- Nie wiem-odparła Sophie. Westchnęłam i zamyśliłam się, co robić dalej. Stado patrzyło na mnie wyczekująco, a ja pod tymi świdrującymi spojrzeniami czułam się trochę nieswojo. Mam! To jest sposób.
- Posłuchajcie! Mam pomysł. Czy ktoś z was kojarzy zniszczony hangar przy City End?-niektórzy spojrzeli na mnie pytająco.-Nieważne. Są w nim składowane materiały wybuchowe. Ja, Jacob i Katrin pójdziemy do hangaru. Reszta niech postara się ustalić liczbe przeciwników i zaciągnie to truchło w pobliże siedliska mutantów. Idziemy-dałam komendę i ruszyłam, a za mną basior i wadera. Po marszu przez otwartą przestrzeń dotarliśmy do celu. U granic doliny stał na wybetonowanym polu wielki, zapadnięty hangar. Mieszkały w nim tylko szczury, cegły były pokruszone, cały budynek się sypał. Niedaleko majaczyły wieże City End. Poleciłam Jacobowi sprawdzić, czy hangar jest pusty. Był bezpieczny, więc weszliśmy do niego i od razu zeszliśmy do piwnicy. Znajdowały się w niej laski dynamitu, race, granaty...Wzięliśmy ostrożnie trochę wybuchowych przedmiotów i dołączyliśmy do reszty grupy.
<Reszta?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz