Przechadzałam się po lesie z nudów. Wszędzie było tak cicho, spokojnie...Nawet owady przestały bzyczeć, nawet korony drzew nie kiwały się na wietrze. Tylko tu i tam powyskakiwały ostatnie mlecze i stokrotki mieniące się w słońcu.
Chłód lasu i woń żywicy łaskotały moje nozdrza, a ja cieszyłam się tym wszystkim wydychając świeżość poranka. Światło układało się w plamy na moim futrze i tańczyło swobodnie na ścieżce. Mogłabym tak robić codziennie-pomyślałam. Dolina Silver była cudownym miejscem, szczególnie o poranku, kryła wiele tajemnic i zagadek, dawała pokarm i schronienie, ale kazała je sobie wydzierać. Fascynowało mnie to i pobudzało. Sama myśl o wszystkim, co może nam dać, napełniała nadzieją. A ona umiera ostatnia. W zamyśleniu wdepnęłam w coś mokrego i zimnego. Odskoczyłam, lecz po chwili zauważyłam, że to tylko strumyk paproci. Zaszłam już tak daleko? Byłam spragniona i trochę zmęczona. Skosztowałam chłodnej, orzeźwiającej wody i położyłam się na brzegu. Sama nie wiem kiedy, zasnęłam.
~Po przebudzeniu~
Otworzyłam jedno oko, powoli drugie. Skoczyłam raptownie do góry, otrzepując się. Na drugim brzegu stał dobrze zbudowany, nieznany mi szary basior.
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz