Podniosłem uszy zaskoczony.
-Emm... Mogę powiedzieć to samo o tobie.- odparłem. Kiepski jestem w takich pogadankach więc nie mogłem wydusić z siebie więcej, ale Ice to chyba wystarczyło. Wróciła do jedzenia, a po chwili również ja. Nastała trochę krępująca cisza. Wilczyca przez chwilę wyglądała jakby chciała coś powiedzieć, ale chyba się rozmyśliła. "Ice to moja pierwsza i jedyna przyjaciółka."- przeleciało mi nagle przez głowę. Spojrzałem ukradkiem na białą waderę. To w sumie prawda. Zaczynam czuć się przy niej swobodnie. Nagle wpadłem na pewien pomysł. Wstałem i gestem nakazałem Ice podążyć za mną. Ta zrobiła to szybko i bez zbędnych pytań. Skierowałem się ku granicom doliny. Słońce przyjemnie grzało nasze grzbiety. Przeszliśmy wąską ścieżką prowadzącą na równiny, po jednej stronie wznosiła się wysoka na dobre kilka metrów ściana, a po drugiej głęboki na kilka metrów wąwóz. Stawialiśmy ostrożnie łapy. Po około godzinie znaleźliśmy się przed City End. Wieżowce powoli się rozpadały i całe obrosły mchem, ale nadal dumnie pnęły się do nieba. Moim celem był obiekt położony po drugiej stronie miasta więc dalej maszerowaliśmy po szarym asfalcie. Minęło parę godzin, zamieniliśmy w tym czasie ze sobą tylko kilka słów. Szklano-metalowe drapacze chmur w końcu zmieniły się w niskie domki z cegły i kamienia, kiedyś luksusowe domy, do których przyjeżdżało się na letnie weekendy zostały opanowane przez rosnące w ogródkach rośliny. Dachy pokrywał mech, ściany bluszcz, podłogi zaś trawa. Niewiele zostało z dawnego wyposażenia. Po drodze zgarnęliśmy jeszcze błąkające się w okolicy zające, przecież po prawie całodniowym marszu trzeba coś zjeść, co nie? W końcu dotarliśmy na miejsce.
-Co to jest?- spytała Ice szczerze zdziwiona. Przed nami był kościół w stylu gotyckim z czerwonej cegły. No, raczej to co z niego zostało. Dwie z czterech ścian się zawaliły, dzwonnica zniknęła, a miedziany dzwon leżał teraz na środku świątyni, samotny. Weszliśmy do środka. Tylna ściana, ta która jeszcze stała, mieściła na sobie wyłamany w połowie witraż. Niebieskie, czerwone, żółte i białe szkiełka pokrywał kurz i wcale nie przyciągały uwagi. Zerknąłem na moją towarzyszkę podróży. Ciągle nie wiedziała po co ją tu przyprowadziłem. Powinna mnie już jednak znać i wiedzieć, że nie zamierzałem jej nic mówić. Po prostu usiedliśmy oboje na marmurowym ołtarzu przed kolorowym oknem.
-A więc?- wadera była zdezorientowana tym wszystkim.
-Zaczekaj...- szepnąłem. Biała wilczyca przewróciła oczami i wróciła do patrzenia przed siebie. Wtedy to się stało. Zachodzące już słońce dotknęło swoimi promieniami witrażu, który rozbłysł barwami. Na naszych futrach tańczyły kolorowe światełka.
-Łał... - Ice wyraźnie to zachwyciło.
-Za pierwszym razem miałem taką samą minę.- odparłem przymykając oczy.- Uwielbiam to miejsce.
-Nie dziwię się.- zaśmiała się wadera. Po raz kolejny na nią spojrzałem i pierwszy raz od dawna, a pierwszy raz przy kimś, szczerze się uśmiechnąłem.
< Ice? X) >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz